Nie żyje kolejny polski raper

Nowy rok boleśnie doświadcza polską scenę hiphopową. W wielu zaledwie 43 lat zmarł kolejny, czwarty już raper.

Wszystkie zgony miały miejsce w styczniu i wszystkie dotyczą artystów w młodym i średnim wieku. Czwarta już ofiara to legenda lubelskiej sceny rap, Adode, czyli Dariusz Arnoldes. Raper odszedł z tego świata 16 stycznia. Jest to więc kolejna dotkliwa dla środowiska śmierć w ciągu pierwszych dwóch tygodni stycznia nowego roku.

Smutną wiadomość o śmierci kolegi przekazał za pomocą serwisu facebook producent muzyczny Zetena, będący jednocześnie przyjacielem zmarłego. Przekazał kondolencje bliskim, przyjaciołom oraz oczywiście rodzinie wspominając go jako człowieka o wielkim sercu i wiecznie uśmiechniętego optymistę. Bez niego lubelski rap nie będzie już taki sam. Zmarły pozostawił po sobie pustkę, której nikt ani nic nie zastąpi.
Dariusz Arnoldes, czyli Adode na polskiej scenie hiphopowej od połowy lat 90-tych, więc był to szmat czasu. Artysta miał wyrobioną markę i renomę przez te wszystkie lata. Jego życie i dalsza kariera zostały brutalnie i nagle przedwcześnie przerwane. Przez dużą część swojej raperskiej aktywności związany był z grupą SNR Crew.

Z producentem Zetena współpracował przez wiele długich lat. Jego głos można usłyszeć np. na płycie „W rymach siła”. Dodatkowo współpracował też z producentami takimi jak Rasem, Tybet i Galeria.

Nie wiadomo jaka dokładnie była przyczyna śmierci polskiego hiphopowca, choć część internautów dopatruje się to związku czasowego i przyczynowo – skutkowego z przyjęciem przez zmarłego preparatu na covid. Fakt ten jednak nie został ani potwierdzony ani zdementowany, w związku z czym pozostaje w sferze spekulacji i domysłow.

Od początku roku w równie nagły sposób odeszli na tamten świat trzej inni przedstawiciele polskiego hip – hopu, warszawski raper Dymosz, raper i pasjonat kulturystyki Fiedas z Bydgoszczy oraz warszawski raper Pjus z formacji 2cztery7.