Kolosalna skala złodziejstwa i nadużyć w czasie pandemii. Lekarze i NIK ujawniają

Lekarze ujawniają skalę złodziejstwa i nadużyć, do jakich dochodziło w okresie tzw. pandemii z tytułu dodatków cowidowych. Nieograniczony strumień pieniędzy wyciągniętych z kieszeni podatnika płynął bez żadnej kontroli. Na same niechlubne już dodatki wydano co najmniej 10 miliardów złotych.

Kulisy dodatków kowidowych. Lekarze zabierają głos

Portal WP rozmawiał z kilkoma lekarzami, którzy obnażyli kulisy kowidowego szaleństwa, jakie trwało przez dwa lata. Lekarze przytoczyli przykłady rekordzistów, którzy na dodatkach potrafili zainkasować nawet kilka tysięcy złotych za pół godziny pracy w jednej placówce. Wskazują, że odpowiedzialnym za ten stan rzeczy jest ministerstwo zdrowia i personalnie jego szef Adam Niedzielski, który nieprecyzyjnie definiując zasady ich wypłacania pozostawił umyślnie ogromną furtkę na wszelkie nadużycia. Dodają, że obecny szef resortu powinien za te działania ponieść odpowiedzialność.

Choć temat dodatków kowidowych w drugim niezależnym obiegu medialnym już krąży od dłuższego czasu, to dopiero teraz zainkasowały się nim główne media. Przyglądają się temu jak wydawane były pieniądze w związku z tym dodatkowym wynagrodzeniem.

Zasady sprzyjające nadużyciom

Resort zdrowia ustalił, że oficjalnie górny limit miesięczny dodatku mógł wynieść 15 tysięcy zł. Aby jednak ominąć ten pułap duża liczba lekarzy brała dodatkowe dyżury w innych szpitalach, co w skali miesiąca pozwalało im osiągnąć gigantyczne wręcz przychody, nie licząc oczywiście pensji podstawowej. Lekarze wskazują, że jedną z przyczyn tego stanu rzeczy były odmienne reguły naliczania i przyznawania dodatków. To z kolei wynikało z fatalnie sformułowanych przepisów oraz braku systemu weryfikacji ile i komu przyznano. W efekcie nawet jeśli jakiś lekarz w danym szpitalu miał tylko jeden dyżur w miesiącu do pobierał za niego dodatek kowidowy w pełnej wysokości a nie proporcjonalnie do przepracowanego czasu w danej placówce.

O licznych nadużyciach w tym zakresie informowała już Najwyższa Izba Kontroli alarmując, że dzięki takiej a nie innej konstrukcji przepisów można było zarobić nawet 15 tysięcy zł za pól godziny pracy. Jak mówią lekarze, dochodziło także do sytuacji, kiedy medycy w dokumentacji przy rozliczaniu miesiąca wskazywali, że 100% czasu pracowali wyłącznie z kowidowymi pacjentami, choć w praktyce zajmowali się też innymi rzeczami. Robili tak z pobudek czysto finansowych, gdyż im się to zwyczajnie opłacało. Jako przykład podano lekarza, który tą metodą potrafił na koniec miesiąca wystawić rachunek na 110 tysięcy zł. Ze sporządzonej przez niego dokumentacji wynikało, że każdy dzień po 14 godzin na dobę leczył samych pacjentów kowidowych, co jest zwyczajnie niemożliwością. Nikt tego jednak nie sprawdzał a dyrektorzy szpitali lekką ręką wypłacali wynagrodzenia w kosmicznej wysokości wiedząc, że do nich należy tylko decyzja, choć pieniądze pochodziły z państwowego Funduszu Przeciwdziałania COVID-19, a nie z puli, którą dysponował szpital.

Takie praktyki wyzwoliły tzw. lekarską turystykę kowidową, bowiem medycy dużo chętniej pracowali w tych placówkach, gdzie były korzystniejsze warunki wyliczania dodatku. Krótko mówiąc, patologiczne zasady wprowadzone przez spatologizowane władze resortu zdrowia spotęgowały obecne już wcześniej patologie systemu zdrowia. Wszystko pod bardzo wygodnym pretekstem przeciwdziałania tzw. pandemii covid.