Policjanci, którzy pacyfikowali uczestników Marszu Niepodległości w 2020 roku pozostaną bezkarni i unikną konsekwencji. Prokuratura przyznała, że doszło do przestępstwa, jednak umarza śledztwo z uwagi na niemożność ustalenia sprawców.
Bandyci, którzy nosząc policyjny mundur brali czynnie udział w prowokacji i pacyfikacji uczestników marszu w 2020 roku nie zostaną pociągnięci odpowiedzialności za swoje czyny, bowiem nie da się ich zidentyfikować. Żaden z nich też nie chce się honorowo przyznać.
Stało się to, na co zwracali uwagę przez wiele miesięcy niektórzy politycy Konfederacji oraz niezależni komentatorzy, że wskutek wprowadzenia obowiązku maskowania niemożliwe może się stać zidentyfikowanie sprawców przestępstw nawet pomimo monitoringu w miejscu jego popełnienia.
Tak też się stało w przypadku policjantów, którzy w 2020 roku brali udział w bezprawnej prowokacji a następnie pacyfikacji uczestników Marszu Niepodległości, do czego doszło przy stacji Warszawa – Stadion w trakcie marszu środowisk patriotycznych. Wówczas to policjanci dopuszczali się iście bandyckich czynów bili policyjnymi pałkami przypadkowe osoby. Z uwagi na ich stroje „robocze”, kaski i maski na twarzach nie jest jednak możliwe wskazanie z imienia i nazwiska funkcjonariuszy, którzy się tego dopuścili. Policjanci nie mieli wówczas także indywidualnych identyfikatorów na mundurach, a jedynie oznaczenie macierzystej jednostki.
Żadnego z nich nie da się więc zidentyfikować, a mimo przesłuchania kilkudziesięciu z nich żaden nie przyznał się ani nie był w stanie przypomnieć, czy ktoś z jego kolegów brał wówczas udział w prowokacji i pałowaniu przechodniów. Jako oficjalny powód umorzenia śledztwa prokuratura podała „niewykrycie sprawców przestępstw”, które w kodeksie karnym opisane są jako „przekroczenie uprawnień oraz naruszenie nietykalności”.