Rada Ministrów przyjęła we wtorek 7 czerwca projekt zakładający dwukrotną podwyżkę płacy minimalnej w roku 2023 roku. Ten ruch niewątpliwie przyczyni się do dalszego nakręcania spirali inflacyjnej. Zwiększenie minimalnego wynagrodzenia oznacza, że Polacy będą nominalnie zarabiać więcej, jednak z uwagi na szalejącą inflację pieniądze te w szybkim tempie będą tracić siłę nabywczą. W efekcie tego realnie pieniądze te będą mieć mniejsza wartość.
Płaca minimalna 2022 vs 2023
Nie jest żadnym odkryciem stwierdzenie, że dekretowany w sztuczny sposób wzrost płac jest jednym z czynników stymulujących inflację. Zgodnie z założeniami od stycznia płaca minimalna wynieść ma 3383 zł a od lipca 3450 zł brutto. Dla porównania w bieżącym roku kwota ta wynosi 3010 zł brutto. Jest to więc nominalnie wzrost płacy o 440 zł brutto miesięcznie względem 2022 roku. Automatycznie wzrasta też stawka godzinowa, tutaj wzrost także będzie miał miejsce dwukrotnie. Od stycznia przyszłego roku stawka wyniesie 22,1 zł a od lipca 22,5 zł brutto, co stanowi wzrost względem 2022 roku o 14,2%.
Tak więc finalnie płaca brutto wzrośnie z obecnych 3010 zł do 3450 zł, co w przeliczeniu na kwotę netto daje wzrost z 2363,56 zł na 2670,07 zł. Łączne koszty pracodawcy wzrosną z kolei z obecnych 3626,46 zł do 4156,57 zł.
Negatywne konsekwencje
W mediach mało się mówi o tym, że sztuczne dekretowanie wzrostu wynagrodzeń niesie ze sobą generalnie niekorzystne konsekwencje dla gospodarki. Duża część wyborców myśli, że w Polsce zarabia się mało, a rząd swoimi decyzjami sprawi, że będą oni zarabiać więcej. Nic bardziej mylnego. Wynagrodzenia bowiem ustala się w oparciu o popyt i podaż oraz lokalnych uwarunkowań gospodarczych. Sztuczne regulowanie ich wysokości niesie niekorzystne konsekwencje.
Ustalany centralnie wzrost płac doprowadzi do tego, że osoby zarabiające najmniej dostaną relatywnie dużą podwyżkę, natomiast ci zarabiający więcej otrzymają je w niewielkiej wysokości albo wcale. Z czasem, po kilku tego rodzaju cyklach podwyżek pensje będą coraz bardziej zbliżone do siebie, co od razu powinno kojarzyć się z realiami PRL-owskiego systemu socjalistycznego. Zbliżone płace zniechęcą wielu pracowników do podnoszenia kompetencji, uczenia się i rozwoju oraz zdobywania kolejnych umiejętności, gdyż nie będzie to się wiązało z premiami i wzrostami płac.
Rząd zarobi na wyższej płacy
Na procederze podnoszenia płacy minimalnej najlepiej wyjdzie rząd. W przypadku zakładanego wzrostu w przyszłym roku rzędu 440 zł brutto, koszty dla pracodawcy wzrosną miesięcznie o około 530 zł, a pracownik otrzyma na rękę więcej o mniej więcej 300 zł. Uwzględniając inflację może się okazać, że ten wzrost nie zrównoważy nawet spadającej realnie wartości pieniądza. Państwo więc z każdej minimalnej pensji weźmie w podatkach i składkach około 130 zł. Dodatkowo większe kwoty wypłat automatycznie spowodują wzrost średniej płacy a to oznaczać będzie z kolei wyższe składki na ZUS.
Wszystko to sprawi, że choć nominalnie Polacy będą na papierze zarabiać więcej, to jednak w praktyce wcale nie będą bogatsi z uwagi na spiralę inflacyjną. Wzrosną koszty życia i utrzymania dla konsumentów. Będzie to widoczne na każdym praktycznie kroku. Za wszystko zapłacimy więcej i nominalnie i realnie. Droższe będzie jedzenie, wszelkiego rodzaju usługi i niezbędne do życia codziennego produkty. Receptą rządzących na ciągły wzrost cen będzie w kolejnym roku zapewne następna waloryzacja płacy minimalnej a to sprawi, że cała machina będzie się kręcić coraz szybciej z każdym miesiącem i rokiem. W ten sposób samonakręcająca się machina fiskalno – socjalna będzie się toczyć dalej napędzając jednocześnie inflację. Za wszystko zapłaci oczywiście nie rząd, który nie ma swoich pieniędzy a każdy z nas płacąc coraz więcej podczas kolejnych zakupów.