O końcu wszechświata

Każdy z nas zapewne pamięta pierwsze zetknięcie się ze słowem „wszechświat”. U niektórych wynikało to z dziecięcej ciekawości, a u innych z pierwszych lekcji fizyki. Tłumaczono nam, że jest niewyobrażalnie wielki, rozszerza się oraz tak będzie zawsze. Czy na pewno nasi nauczyciele albo rodzice mieli rację i wszechświat nigdy się nie skończy, albo życie na nim będzie mogło trwać wiecznie? Odpowiedź na to pytanie nie jest trywialna. Żeby lepiej zrozumieć los wszechświata cofnijmy się na chwilę do roku 1921, kiedy znany astronom Edwin Hubble odkrył, że galaktyki oddalają się od siebie. Po przeanalizowaniu tego zjawiska przez wielu naukowców, stwierdzono jednogłośnie, że wszechświat się rozszerza. Głowy astronomów zaczęło zaprzątać pytanie „dlaczego?”. Dopiero konceptualne wprowadzenie ciemnej energii pozwoliło spojrzeć na problem w nieco innym – abstrakcyjnym, lecz najbardziej prawdopodobnym świetle. Ciemna energia jest konceptualną energią stanowiącą większość naszego uniwersum, oddziałującą z materią w sposób odwrotny do grawitacji, więc „odpychając” materię pozwala na dalszą ekspansję wszechświata. Owa koncepcja zmieniła punkt widzenia naukowców, ale przyniosła również nowe pytania na temat dalszych losów kosmosu. Co jeżeli ilość ciemnej energii się zmniejszy? – Prawdopodobnie czeka nas Wielki Kolaps. Teoria ta mówi, że jeżeli ciemna energia nie będzie w stanie dłużej „przeciwstawiać się” grawitacji, ekspansja zwolni i zawróci, a wszechświat zacznie się kurczyć. Cała materia zacznie się do siebie zbliżać, a wszechświat zmniejszy się do rozmiarów, które miał przed Wielkim Wybuchem, czyli do osobliwości – nieskończenie małego i gorącego punktu, w którym nic nie jest takie jakie znamy, a prawa fizyki nie obowiązują. Czy powinniśmy zacząć panikować, rzucić pracę i zacząć wydawać wszystkie pieniądze jakie mamy przed kolejnym końcem świata? Jest to przynajmniej po części piękna wizja, ale odpowiedź brzmi „nie”. Obliczenia oraz badania nie wskazują na zmniejszenie ilości ciemnej energii, więc najprawdopodobniej Wielki Kolaps pozostanie zawsze w sferze koncepcji. Idąc tym tokiem rozumowania zastanówmy się więc – co jeżeli wszechświat będzie się rozszerzał już zawsze?

Istoty pozaziemskie były na Ziemii!

Ten scenariusz prawdopodobnie może rozegrać się na dwa sposoby. Zakładając wieczną ekspansję wraz ze wzrostem gęstości ciemnej energii, czeka nas Wielkie Rozdarcie. Owa energia rozerwie galaktyki, gwiazdy oraz planety na atomy, a atomy zostaną rozdarte na cząstki elementarne. Od tego czasu wszechświat będzie się składał z rzadko rozsianych w ogromnych odległościach cząstek. Wielka, martwa i pusta przestrzeń – nie brzmi zbyt obiecująco, prawda? Ostatni scenariusz zakłada wieczną ekspansję przy zachowaniu odpowiedniego stosunku materii i ciemnej energii – nic się nie zapadnie, ani nic nie rozedrze, ale czy to oznacza wieczne życie wszechświata? Otóż niekoniecznie, a przynajmniej nie w rozumieniu, które przychodzi nam na myśl. Jeżeli nasze uniwersum będzie się rozszerzać w nieskończoność, a wraz z nim galaktyki oddalać się od siebie (tak jak to się dzieję cały czas) odległości między ciałami niebieskimi będą rosły – z czasem do wielkich rozmiarów. Po upływie miliardów lat gwiazdy zaczną wyczerpywać swoje paliwo i gasnąć lub eksplodować jako Supernowe. Większe z nich staną się czarnymi dziurami albo gwiazdami neutronowymi, a inne odrzucą zewnętrzne warstwy i zaczną wypromieniowywać resztki ciepła jako białe karły. Po eonach lat z powodu braku wystarczającej ilości helu i wodoru, nowe gwiazdy nie będą się już tworzyły, czarne dziury wyparują, a pozostałości starych gwiazd wystygną i staną się czarnymi karłami. Wszechświat stanie się zimny, martwy i pozbawiony światła, a jego ekspansja będzie wieczna. Żaden z tych scenariuszy nie jest kolorowy, ale pamiętajmy, że przedstawione koncepcje nie są pewne, ponieważ nie jesteśmy w stanie zrozumieć ogromu wszechświata, a tym bardziej dokładnie określić co go czeka. Nawet, jeżeli któryś ze scenariuszy się ziści, to przez najbliższe setki milionów lat lat nie warto zaprzątać sobie tym głowy.