Stołeczna policja po ubiegłotygodniowym ataku ukraińskiej prowokatorki na ambasadora Rosji nie ma sobie nic do zarzucenia. Rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkomisarz Sylwester Marczak poinformował, że przeprowadzono analizę prawną, a wszelkie materiały ze sprawą przekazano do prokuratury. Dodał też, że nie wszczęto żadnego postępowania dyscyplinarnego. Tymczasem jak podano sprawczyni zdarzenia, ukraińska aktywistka – prowokatorka Iryna Zemlyana, która czynnie zaatakowała ambasadora Rosji została pod eskortą Polskiej Policji wywieziona z Warszawy. Wszystkie te fakty budzą oburzenie u ogromnej części Polaków.
Rzecznik stołecznej policji odnosząc się do incydentu pod Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich w Warszawie z 9 marca, kiedy to czerwoną substancją oblany został ambasador Rosji Siergiej Andriejew, poinformował, że komplet sporządzonych w wyniku analizy dokumentów trafił już do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, gdzie podjęte będą dalsze decyzje.
Incydent
W ubiegły poniedziałek 9 maja rosyjski dyplomata wraz ze swoją delegacją chciał złożyć kwiaty przez warszawskim Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich. Dzień ten obchodzony jest w Rosji jako rocznica zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami. Obecni na miejscu demonstranci z flagami polskimi i ukraińskimi skutecznie uniemożliwili realizacje tego zamiaru, a jedna z nich, ukraińska aktywistka lewicowa Iryna Zemlyana oblała ambasadora czerwoną substancją. Dwa dni później w Moskwie w ramach odwetu nieznani sprawcy oblali czerwoną farbą fasadę polskiej ambasady, co potwierdzili rzecznik MSZ Łukasz Jasina oraz polski ambasador w Moskwie Krzysztof Krajewski.
Niezrozumiały brak działania policji i służb
Choć wydawało by się, że sprawczynię powinna od razu zatrzymać obecna na miejscu policja to jednak funkcjonariusze zaniechali ciążącego na nich prawnego obowiązku i aktywistka do dnia dzisiejszego chodzi wolna zamiast znaleźć się w areszcie i zostać niezwłocznie wydalona z kraju. Przedstawiciele rządu próbowali tłumaczyć, że Ukraińskie kobiety miały prawo do takiej a nie innej demonstracji pod wpływem emocji, co rażąco mija się z prawdą, bowiem obowiązujące przepisy kodeksu karnego są w takich przypadkach jednoznaczne i precyzyjne. Atak na jakiegokolwiek ambasadora powinien się zakończyć zatrzymaniem sprawcy i postawieniem mu zarzutów.
Policja ochrania kryminalistkę
Jak się okazało Iryna Zemlyana nie tylko nie została zatrzymana i nie usłyszała zarzutów ale wręcz Polska Policja asystowała jej zapewniając ochronę gdy wyjeżdżała ona ze stolicy. Mająca powiązania z agenturalną lewicową fundacją „Otwarty dialog” Zemlyana zgrywając ofiarę żaliła się na to, że jej wszelkie dane osobowe zostały upublicznione na kanałach komunikatora Telegram, a ona sama otrzymała, jak twierdzi ogromne ilości gróźb pobicia, zabicia, okaleczenia i gwałtu. Otrzymywać miała telefony z pogróżkami i mściwe maile a w mediach społecznościowych pod jej adresem miały się pojawić dziesiątki tysięcy nieprzychylnych, a wręcz wrogich jej komentarzy.
Sprawczyni poinformowała więc policję, która stwierdziła, że ze względu na „powagę” sytuacji powinna ona opuścić Warszawę. Służby podjęły więc niezrozumiałą decyzję o przyznaniu ukraińskiej prowokatorce ochrony w celu bezpiecznego opuszczenia przez nią stolicy.