W Rumunii tamtejsza władza mocno się naraziła obywatelom, którzy zaatakowali parlament protestując przeciwko segregacji sanitarnej.
Wygląda na to, że Rumuni w dużo bardziej stanowczy sposób niż Polacy są w stanie ruszyć do walki, gdy wolność jest im odbierana pod pretekstem tzw. pandemii. We wtorek 21 grudnia przed gmachem rumuńskiego parlamentu zebrało się około 2 tysięcy radykalnych przeciwników segregacji sanitarnej i wprowadzenia wymogów posiadania paszportów covidowych w miejscach pracy. Grupa około 200 osób usiłowała sforsować drzwi oraz barierki ochronne i wejść do budynku, w którym trwały prace nad zaostrzeniem przepisów. Według agencji AFP demonstrantów rozpędziła policja.
Agencja Reuters w kontekście protestu poinformowała o zamknięciu dla ruchu samochodowego okolicznych ulic oraz zniszczonych w trakcie demonstracji pojazdach. Agencja podała, że wielu protestujących niosło flagi państwowe skandując hasło „Wolność”.
Organizatorem demonstracji była opozycyjna nacjonalistyczna partia Sojusz na rzecz Jedności Rumunów, w skrócie AUR. Protest był odpowiedzią na plany tamtejszego rządu odnośnie wprowadzenia obowiązku posiadania tzw. certyfikatów covid w miejscu pracy. Miałby on dawać pracodawcy wgląd w to, czy jego podwładni są zaszczepieni przeciwko koronawirusowi, mają negatywny wynik testu bądź też są ozdrowieńcami.
Propozycja tej ustawy jest obecnie w trakcie negocjacji jej ostatecznego kształtu przez rządzącą koalicję, jednak pomimo to nie widnieje w dziennym porządku obrad. Rumunia jest krajem, w którym jest jeden z najniższych współczynników zaszczepienia populacji. Pełne dwie dawki przyjęło tam około 40% populacji kraju. Rząd na wszelkie sposoby więc próbuje nakłonić i niejako przymusić obywateli to przyjęcia zastrzyków, jednak Rumuni pomimo nacisków są dość oporni.